Już od zarania nowożytnej nauki zadawano sobie pytanie o sposoby rozgraniczenia tego, co wiemy dzięki poznaniu faktów, od tego co uważamy na podstawie uznawanych przez nas wartości. D. Hume opisał ten problem jako relację pomiędzy twierdzeniami „jest i nie jest” a twierdzeniami „powinien i nie powinien”. Jak twierdził szkocki filozof, jednego z drugiego nie da się logicznie wyprowadzić. Odtąd wiele wysiłku włożono w oddzielenie tego, co w nauce opisuje obiektywną rzeczywistość, od tego, co stanowi odzwierciedlenie poglądów naukowców, wyrażanych przy prezentowaniu tych opisów.
Ekonomia jako nauka społeczna
Jak pisze Mark Blaug, „wyjaśnienia ekonomistów są szczególnym gatunkiem szerszego rodzaju wyjaśnień naukowych”[1], toteż dylematy nauk społecznych są równie istotne dla ekonomii. Rozgraniczenie pomiędzy częścią opisową a postulatywną w ekonomii zwykło nazywać się problemem rozróżnienia pomiędzy ekonomią pozytywną a normatywną. Podobnie jak w innych naukach społecznych nie jest to zadanie łatwe, ponieważ wiele spośród badanych zjawisk podlega ocenie moralnej, zależnej od poglądu badacza i odbiorcy. Ponadto, w naukach tych nie istnieją zależności deterministyczne, ponieważ „ludzkie działania”, jak referuje twierdzenia Roberta Heilbronera Blaug, „odznaczają się zarówno ukrytą intencją, jak i świadomą celowością”[2].
Inaczej niż w naukach przyrodniczych, w ekonomii trudno jest znaleźć przedmiot badania, który nie dotykałby kwestii moralnych.
Badane zależności są częstokroć typu „coś za coś” (trade-off), a nie istnieje obiektywna i nieoparta na osądzie moralnym miara, która wskazałaby, która strona równania powinna mieć pierwszeństwo.
Oczywiście, nie oznacza to, że każde badanie musi takie wskazanie formułować, ponieważ celem ekonomii pozytywnej powinno być jedynie oszacowanie siły tej zależności. Dlatego też bardziej niż dla szczegółowych dziedzin ekonomii, problem rozgraniczenia na część opisową i postulatywną ma znaczenie dla ekonomii politycznej (w pierwotnym, a nie współczesnym znaczeniu), której rozważania dotyczą wzajemnie powiązanych elementów w skali makro, a odkrycia przekładają się na decyzje rządów. Gdy badamy zachowanie popytu na rynku konkretnych dóbr, problem ten może nie występować, jednak dla ekonomii pracy, sektora publicznego czy makroekonomii są to zagadnienia kluczowe dla zachowania wiarygodności dyscypliny.
Język
Należy zauważyć, że wybory dokonywane przez samych ekonomistów co do stosowanego języka i definiowania nowych terminów nie sprzyjały jednoznacznemu rozgraniczeniu między opisem a postulatem. Można nawet odnieść wrażenie, że sposób prezentowania ich odkryć celowo zacierał różnicę pomiędzy ekonomią pozytywną a normatywną, co przy śmiałym użyciu matematyki – nauki pewnej i uniwersalnej – nadawało wszystkim twierdzeniom powagi ekonomii pozytywnej, uznawanej za czystą naukę.
Jaskrawym tego przykładem jest używanie przez ekonomistów określenia „naturalny” dla opisu pewnych stanów gospodarki. Mamy więc ceny naturalne, naturalną stopę bezrobocia czy naturalne płace. Stefan Amsterdamski zauważa, że:
kiedy określamy jakąś potrzebę, zachowanie czy prawną czy moralną, instytucję lub zwyczaj jako naturalne lub jako sztuczne, to chodzi nie tylko o wskazanie ich pochodzenia, ale i o uzasadnienie ich istnienia, a więc na przykład o legitymizację roszczeń odnośnie do zaspokojenia potrzeby, postrzegania zwyczaju, respektowania normy, nienaruszalności instytucji[3].
Szczególnie silne pozytywne konotacje z naturalnym pochodzeniem zjawisk występowały w intelektualnym klimacie Oświecenia, kiedy to tworzyła się nowożytna ekonomia i definiowane były jej podstawowe, aż do dzisiaj, pojęcia.
Przypisanie naturalnego pochodzenia jakiejś strukturze (np. rynkowi) może wzbudzać w odbiorcach przekonanie, że próba zmiany rzekomo naturalnego stanu skazana jest na niepowodzenie lub przyniesie ze sobą poważne szkody. Zmieniać naturalny stan gospodarki – można odnieść wrażenie – to jak kazać słońcu wschodzić na zachodzie lub psu chodzić na dwóch łapach.
Stąd też posługiwanie się terminem „naturalny”, któremu nie sposób w ekonomii nadać sensowne znaczenie, stanowi właśnie próbę przemycenia sądów wartościujących do rozważań pozornie opisowych.
Zainteresowania badawcze a duch czasu
Sam wybór obszarów badawczych również może być pewnego rodzaju decyzją wartościującą, chociażby co do tego jakim tematem zdaniem ekonomistów warto, a jakim nie warto się zajmować. Historia myśli ekonomicznej jest zupełnie inna niż historia nauk przyrodniczych. W tych ostatnich łatwiej zaobserwować proces narastania wiedzy. To poprzednie odkrycia, ukazują drogę, którą można dalej podążać, chociażby dzięki odkryciu technologii pozwalającej prowadzić bardziej zaawansowane badania. Kierunki rozwoju ekonomii, przynajmniej do czasu rozpowszechnienia się komputerów, w mniejszym stopniu zależały od możliwości technicznych, a w większym od środowiska, w jakim uprawiano tę naukę.
Światło na to, jak toczyła się historia ekonomii w zależności od uwarunkowań społecznych i politycznych kolejnych okresów, rzuciła praca Johna Kennetha Galbraitha. Autor dowodzi w niej, że „teorie ekonomiczne są zawsze wytworem określonego czasu i miejsca”[4]. Najsurowszy wyraz temu przekonaniu daje on pisząc:
W całej niemal historii ekonomii większość ludzi była biedna, a tylko stosunkowo niewielu było bardzo bogatych. W związku z tym istniała silnie odczuwana potrzeba wytłumaczenia, dlaczego tak się dzieje, a także, niestety, próba wytłumaczenia, dlaczego tak być powinno.[5]
W obliczu takich twierdzeń, pytanie o to, czy rozdzielenie ekonomii pozytywnej od normatywnej jest możliwe, staje się pytaniem z obszaru socjologii nauki, a nie metodologii ekonomii. W tym duchu Blaug zastanawia się, „jak to się dzieje, że teorie ekonomiczne, mające wyjaśnić to, co jest, niemal w identycznej formie są wykorzystywane w celu pokazania, co być powinno?”[6].
Ekonomia bez ekonomizmu – EBOOK
Po co nam gospodarka? Na czym powinniśmy się skupiać, dyskutując o systemie gospodarczym? Czy da się powiedzieć, że jakaś polityka jest jednoznacznie dobra albo zła „dla gospodarki”?
Publikacja ta porządkuje pojęcia i określa gospodarcze pryncypia autorów w najważniejszych sporach współczesnej debaty ekonomicznej. Wyrastają one z systemu wartości, w którym punktem odniesienia jest naród oraz człowiek, niezredukowany do materialnych potrzeb.
Ekonomia wolna od wartości
W toku rozwoju ekonomii pojawił się również program wprost wyrażający potrzebę uprawiania ekonomii bez odwołania się do wartości. Próbą taką była „nowa ekonomia dobrobytu, której celem było stworzenie wolnej od ocen wartościujących ekonomii normatywnej”[7]. Próby te jednak nie tylko nie uwolniły ekonomii od sądów wartościujących, ale także w dążeniu do tego oddaliły ją od realnie istniejącego przedmiotu badań, kierując na tory abstrakcyjnych rozważań wsobnych w ramach modeli. Taką formalizację w poszukiwaniu czystej naukowości Adam Glapiński wiąże z „porzuceniem wymiaru empirycznego [ekonomii] oraz banalizacją treści i księżycowymi przedmiotami badań”[8].
Zauważmy, że ekonomia wolna od wartości nie wzbrania się przed tworzeniem umownych modeli, opartych na upraszczających założeniach. Inaczej niż w przypadku innych dziedzin nauki, te upraszczające modele nie skutkowały większą ogólnością i uniwersalnością (nawet jeśli tylko częściowo aplikowalną) wniosków, ale raczej zawężały ich adekwatność do specyficznych warunków rynkowych. Badanie takiego modelu traci na swojej uniwersalności w tym sensie, że jego rezultaty nie odnoszą się do obiektywnej rzeczywistości, ale do wyobrażenia, które podzielają odbiorcy wraz z autorem. Przyjmujemy więc wyniki dla modelowego zbioru podmiotów (np. zbioru nieskończonej liczby homo oeconomicus i nieskończonej liczby identycznych przedsiębiorstw, optymalizujących bezbłędnie proces produkcji), choć niekoniecznie musi oznaczać to, że nie da się ich aplikować dla mniej idealnych warunków. Obronę tego typu modeli, przeprowadzoną przez Daniego Rodrika przedstawiłem w artykule Dlaczego ekonomiści nie mogą żyć w zgodzie.
W podobny sposób można wprowadzać do modeli ekonomicznych wartości etyczne, nie czyniąc modeli mniej naukowymi niż te oparte na dotychczasowych założeniach.
Skoro ekonomiści formułują „prawa” będące prawdziwymi dla szczególnego przypadku rynku doskonale konkurencyjnego, to nic nie stoi na przeszkodzie formułowaniu „praw” optymalizacji dla społeczeństwa zgodnego co do pewnych zasad moralnych. Zauważyć należy, że w ekonomii i tak de facto to robimy, milcząco przyjmując zasadę poszanowania własności prywatnej czy zasadę dotrzymywania umów jako bezwzględnie obowiązujące, co nie musi być prawdą dla każdej społeczności.
Zastępując warunek „optymalny w sensie Pareta” warunkiem „optymalny dla – uprzednio zdefiniowanego – społeczeństwa solidarnego społecznie” (nie byłoby to założenie ani mniej ani bardziej „ideologiczne” niż to, że dobrobyt społeczny jest sumą dobrobytów jednostkowych) nie czynimy żadnej jakościowej zmiany w metodyce badań, za to, jak mniemam, przybliżamy ich przedmiot do problemów, których rozwiązania oczekuje się od ekonomii. Wchodząc więc w obszar rozważań wartościujących, uważam, że uprawianie ekonomii czysto pozytywnej w domenach, o których pisałem wyżej, jest zadaniem skazanym na jakiegoś rodzaju porażkę, w związku z czym nie należy do tego dogmatycznie dążyć, a raczej przyznać wartościom odpowiednie miejsce w ekonomii, rozwijając nowe jej gałęzie, odpowiadające różnym poglądom etycznym.
Podobne stanowisko prezentował Gunnar Myrdal, dla którego problemem nie było występowanie sądów wartościujących w ekonomii – których wykluczenie uznaje za nierealne – ale ich ukrywanie przez badaczy. Przemycane implicite wartości powodują, że nieświadomy odbiorca bezwiednie przyjmuje „skrzywione” (biased) przez nie rezultaty, traktując je jako obiektywne, w znaczeniu – niezależne od sądów wartościujących. Receptą miało być wyrażanie tych sądów wprost i pozwolenie w sposób całkowicie jawny na ich wpływanie na metodę badania, co pozwoli osiągnąć jedyną możliwą, zdaniem Myrdala, obiektywność badań społecznych, rozumianą jako brak skrzywienia założeniami i sądami niewyrażonymi w specyfikacji badania[9]. Cechą nauki obiektywnej byłaby więc transparentność a nie całkowita separacja od sądów wartościujących.
Rola ekonomisty w procesie decyzyjnym
Należy przyjrzeć się kwestii „ekonomii bez wartości” również od strony skutków, do których może prowadzić. Zauważmy, że nauka społeczna, szczególnie zajmująca tak wiele miejsca w debacie publicznej jak ekonomia, nie istnieje w próżni, ale jej odkrycia rezonują w społeczeństwie.
Blaug zwraca uwagę na jeszcze jedną kwestię, jaką jest udział ekonomistów w podejmowaniu decyzji politycznych, gdy doradzają rządom i politykom. Przedstawia on rolę ekonomisty-technokraty jako tego, którego zadaniem jest zaprezentowanie politykowi zestawu dostępnych alternatyw wraz z oszacowaniem ich skutków. W zadaniu tym ekonomista posługuje się wyłącznie opisem tego, co jest, bez wskazywania na to co być powinno. Blaug uważa, że obraz taki jest jedynie „ideałem, do którego należy dążyć”, ale który w rzeczywistości nie występuje.
Czyni też istotne spostrzeżenie, że choć jest to zgodne z ideałem czystej, pozytywnej nauki, to nie jest zgodne z oczekiwaniami, jakie przed ekonomistami stawiają zleceniodawcy.
Pytania stawiane przed ekonomistami dotyczą zarówno środków, jak i celów, a więc polityka czy opinii publicznej nie interesuje jedynie przedstawienie alternatyw, ale wskazanie, co należałoby zrobić.
W tym miejscu jednak Blaug wchodzi na nowy teren, ponieważ nie rozważa, czy rozgraniczenie będące przedmiotem naszego zainteresowania jest w nauce możliwe, ale czy pewien rodzaj odbiorców zewnętrznych (spoza świata naukowego) jest nim zainteresowany.
Pytanie o to jaki powinien być udział ekonomistów-technokratów w rządzeniu państwem jest raczej zagadnieniem z obszaru nauk o państwie, a nie samej ekonomii. W tym miejscu warto jedynie odwołać się do poglądu Myrdala na obiektywizm nauki. Skoro decydenci polityczni (rząd lub naród) oczekują twierdzeń, jak być powinno, to obowiązkiem ekonomisty nie jest uchylać się od odpowiedzi, ale przedstawić, z jakich założeń wartościujących wynikają przedstawiane przez nich rekomendacje.
Obszary z sukcesem rozgraniczające ekonomię pozytywną od normatywnej
Powiedziawszy już, że rozgraniczenie pomiędzy ekonomią normatywną i pozytywną jest bardzo trudne, jeśli w ogóle możliwe w przypadku ekonomii politycznej i rozważań w kategoriach systemu gospodarczego, wspomnieć należy o obszarach, w których jest to zadanie znacznie łatwiejsze i często prowadzone z sukcesem. Jednym z tych obszarów jest ekonometria, która wraz z rosnącą dostępnością danych wypiera metodę dedukcyjną z kolejnych obszarów ekonomii. W badaniach ekonometrycznych znacznie łatwiej jest rozgraniczyć pomiędzy opisem ilościowych zależności a postulatami praktyki gospodarczej. Wciąż jednak nie jest to zadanie trywialne, gdyż każdy współczynnik potrzebuje odpowiedniej interpretacji, a ta narażona jest zarówno na błędy badacza, jak i na nieuprawnione wnioski, opisane przez Hume’a jako przeskok z „jest” na „powinno być”. Szczególnie uwidacznia się to w momencie wyjścia z wnioskami z tych badań poza środowisko naukowe. Błędna – manipulatorska – interpretacja „suchych” danych jest zjawiskiem nagminnym, a często do jej zdemaskowania potrzeba specjalisty z danej naukowej niszy.
Wesprzyj nas
Uważasz ten materiał za wartościowy? Podziękuj nam, przelewając symbolicznego piątaka!
Podzielasz naszą misję i chcesz, by powstawały kolejne artykuły, raporty i podcasty? Wesprzyj naszą pracę wybraną przez siebie kwotą!
Drugą dziedziną ekonomii, która zmierza do ideału czystej nauki, są badania eksperymentalne. Za pomocą specjalnie zaprojektowanych randomizowanych testów lub korzystając z quasi-eksperymentalnych warunków przypadkowo zaistniałych, badacze są w stanie określać wpływ jednego czynnika na badane zjawisko[10]. Metody te zyskały rozgłos w ostatnich latach dzięki analizie efektywności polityk publicznych, a celem programów badawczych jest poprawa projektowania tych polityk. Paradoksalnie jednak są one mniej narażone na konfuzję pomiędzy tym co opisowe, a tym co postulatywne, ponieważ prostota, transparentność i empiryzm badań pozwalają czytelnikowi z łatwością rozpoznać, co jest opisem odkrytej zależności, a co postulatem naprawy praktyki gospodarczej.
Podsumowanie
Dostrzegając nieskuteczność prób uprawiania wolnej od wartości ekonomii politycznej, wydaje się, że postulat Myrdala – transparentnego włączenia sądów wartościujących do badań ekonomicznych, bez stygmatyzacji takiej nauki jako „ideologicznej” – stanowi najuczciwszy sposób pogodzenia potrzeby nauki normatywnej z ideałem rzetelności badań pozytywnych. Inna nauka społeczna jest de facto albo nikomu niepotrzebna, albo kłamliwa w swojej deklaracji obiektywizmu.
[1] Blaug, M., Metodologia ekonomii, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1995, s. 14.
[2] Tamże, s. 184.
[3] S. Amsterdamski, Nauka a porządek świata, PWN, Warszawa 1983.
[4] J. K. Galbraith, Ekonomia w perspektywie. Krytyka historyczna, Polskie Towarzystwo Ekonomiczne, Warszawa 2011, s. 15.
[5] Tamże, s. 20.
[6] M. Blaug, Metodologia…, s. 14
[7] Tamże, s. 176
[8] A. Glapiński, Meandry historii ekonomii, Oficyna Wydawnicza SGH, Warszawa 2012, s. 204.
[9] G. Myrdal, Objectivity in Social Research, Pantheon Books, Nowy Jork 1969, s. 55-56
[10] Więcej na ten temat: D. Buttler i J. Szambelańczyk, Eksperymentalne podejście do łagodzenia światowego ubóstwa. Nagroda Banku Szwecji im. Alfreda Nobla w 2019 r.: Esther Duflo, Abhijit Banerjee, Michael Kremer, “Ekonomista” 2020, nr 1, s. 127-141

Ten artykuł publikujemy na otwartej licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne 4.0. Możesz kopiować i rozpowszechniać ten utwór do celów niekomercyjnych pod warunkiem podania jego autora. Prosimy również o podanie pierwotnego źródła – nazwy Centrum Myśli Gospodarczej lub strony cmg.org.pl.



