Transformacja energetyczna, czyli co?

27 grudnia 2024 |  Analiza  |  Długość: 12 min.  |
Zdjęcie

Z hasłem transformacji energetycznej najprawdopodobniej większość Polaków się oswoiła, a przynajmniej można tak domniemywać patrząc na jeden z najnowszych sondaży, z którego wynika, że większość ankietowanych znała termin transformacji energetycznej, a co więcej nawet wskazywała, że pozytywnie ocenia jej przebieg w kraju. Jakkolwiek przeciwne deklaracje także padały, to niewiele mniej liczną grupą badanych była ta, która nie posiadała żadnego zdania na ten temat[1].

Dwie pierwsze odpowiedzi mogą świadczyć o potencjalnie wypracowanej opinii respondentów za pomocą zdobytej niezbędnej wiedzy – w wersji optymistycznej – lub w pesymistycznej o kierowaniu się zdaniem innych osób, np. polityków. Jest to przykład jednego badania, ale w taki zero-jedynkowy sposób z reguły są one skonstruowane. Dlatego też odpowiedzi rodzaju: „Nie wiem, nie znam, nie dotyczy”, wydają się najciekawsze, bo wskazują na pewną uczciwość intelektualną.

Czy można bowiem jednoznacznie odpowiedzieć na krótkie pytanie, dotyczące zagadnienia w gruncie rzeczy bardzo szerokiego oraz posiadającego wiele możliwych interpretacji, jak rzeczona transformacja energetyczna? Prawdopodobnie wszyscy zapytani o transformację energetyczną wiedzieliby, że chodzi o dziedzinę energetyki, niezwykle obecną w codziennym życiu Polaków, choćby przez używanie prądu. Zaś co najmniej intuicyjnie lub przez analogię do transformacji ustrojowej, zapytani odgadliby, że rzecz tyczy się znaczącej zmiany funkcjonowania energetyki (łac. transformare – zmieniać kształt).

Jednak czy poza skojarzeniami, powszechnie znane są także szczegóły transformacji energetycznej? Ciężko powiedzieć, zważywszy na fakt, że oczywiście na poziomie dokumentów międzynarodowych są określone cele tejże transformacji, lecz co do sposobu ich realizacji większość ekspertów wciąż nie wypracowała wspólnego stanowiska.

Z tego powodu droga do osiągnięcia transformacji w ustalonym czasie zdaje się tylko wydłużać, a przez to oddalać także moment, w którym Polska osiągnie kres transformacyjnej  podróży. Wyznaczone terminy (lata 2030, 2035, 2055 itp.)[2] i bez tego mogą być odbierane jako odległa, wykraczająca poza horyzont postrzegania spraw przeciętnej osoby, przyszłość.

Przeprowadzanie inwestycji infrastrukturalnych, np. budowy elektrowni atomowych, także coraz bardziej się rozwleka, przez co potencjalne korzyści odsuwają się w czasie, a w zamian zaczęto odczuwać negatywne skutki transformacji w postaci wyższych cen prądu, a co za tym idzie, także towarów i usług. Być może negatywne odpowiedzi we wspomnianym wcześniej sondażu padały ze strony osób zagrożonych ubóstwem energetycznym (niemożnością zapewnienia sobie wystarczającego poziomu ciepła, prądu), a być może zarówno w przypadku tej grupy badanych, jak i „pozytywnej”, była to kwestia li tylko światopoglądowa. Ciężko to zweryfikować, jednakże posługując się zeszłorocznym badaniem CBOS widać, że 93% osób chciało zmian (choć w różnym tempie) w funkcjonowaniu energetyki w Polsce poprzez dążenie do tzw. neutralności klimatycznej[3]. Zatem potencjał i nadzieje na dobrą zmianę na pewno były pewnym konsensusem społecznym i zapewne nadal są.

Transformacja energetyczna a ustrojowa

Taka postawa narodu oraz stopień wyzwania owego przedsięwzięcia przywodzą na myśl inną transformację, ustrojową, która legła u podstaw III RP. Czy i w jakim stopniu są to podobne zjawiska? Czy i jakie można czerpać lekcje z tamtych wydarzeń? Minęło już 35 lat od początku zmiany ustroju, a zatem dość czasu, aby wyciągnąć wnioski i spróbować odpowiedzieć na powyższe pytania. W tym celu oceniona zostanie sytuacja: gospodarcza, społeczna, polityczna – w tym polityka międzynarodowa, z uwzględnieniem lobby zagranicznego oraz konfliktów różnych grup interesów.

Sytuacja w Polsce

Jako pierwsza zostanie omówiona sytuacja ekonomiczna z końca istnienia Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Niezmiennie była państwem totalitarnym i niewydolnym gospodarczo. Jednym z aspektów było stale rosnące zadłużenie zagraniczne, którego nie dało się spłacić w ramach funkcjonującego wówczas systemu gospodarczego. W Polsce utrzymywała się wysoka inflacja, polska waluta była niewymienialna, a waluty zagraniczne pozyskiwane z eksportu nie wystarczały na spłatę choćby odsetek, wobec czego stale trzeba było zaciągać nowy kredyt z wyższym oprocentowaniem na pokrycie poprzedniego. Trwające negocjacje z wierzycielami tylko odkładały katastrofę na kolejne lata, nie usuwając jednak źródła problemu, czyli nadmiernego długu zagranicznego – wynosił on w 1989 roku tyle, ile wartość pięcioletniego eksportu (42 mld USD). Oczywiście saldo handlu zagranicznego pomniejszane było o wartość importu, który przy okazji malał z roku na roku z powodu niewypłacalności, a w konsekwencji oznaczał ograniczenie produkcji czy niemożność zapewnienia Polakom dostępu do podstawowych dóbr[4].

Sytuacja w Polsce Anno Domini 2024 jest dalece różna od tamtej. Zadłużenie jako państwo i osoby prywatne oczywiście istnieje, i także rosnące z każdym rokiem, jednak póki co jest pod kontrolą i nie destabilizuje sytuacji w kraju. Pewnym spoiwem w obu przypadkach może być jednak ryzyko zubożenia, a w konsekwencji dalsze uzależnianie się od zagranicznych podmiotów. Jak to ryzyko wyglądało w PRL-u zostało już opisane, a jakie ono jest obecnie? Obecnie Polacy są przecież bogaci jak nigdy przedtem, choć niewielu spodziewało się takiego obrotu rzeczy ponad 30 lat temu. Motorem napędowym tego rozwoju gospodarczego były w głównej mierze inwestycje zagraniczne – oprócz różnych ułatwień, np. ulg podatkowych, kolejne rządy i samorządy sprzedawały przedsiębiorstwa, przez co jeden z największych rynków europejskich stanął przed inwestorami zagranicznymi otworem. W zamian za to polskie długi zostały umorzone kolejno w 1991 i 1994 roku. Do tej pory nie powstał żaden audyt, którego przedmiotem byłyby chociażby przeprowadzone przekształcenia własnościowe, nie mówiąc o pociągnięciu do odpowiedzialności osób świadomie działających na szkodę Państwa Polskiego w ramach tego procesu.

W kontekście transformacji energetycznej ryzyko wiąże się głównie z coraz bardziej odczuwalnymi finansowymi skutkami zapoczątkowanej transformacji – nawet do 20% gospodarstw domowych jest zagrożonych ubóstwem energetycznym[5]. Z drugiej strony, choć przed rozpoczęciem transformacji koszty energii były niższe i trudność ogrzania domu była rzadsza, to płaciliśmy za to ryzykiem zdrowotnym na skutek opalania węglem czy używania starych pieców. Dążenie do wyeliminowania tegoż ryzyka należy uznać za słuszne działanie i teoretycznie akumulacja kapitału przez ostatnich kilka dekad powinna przyczynić się do w miarę bezbolesnego przejścia transformacji, nawet bez konieczności wsparcia ze strony państwa. Jednak problemem jest niewystarczająca liczba inwestycji w odpowiednią infrastrukturę energetyczną, np. wciąż brakuje elektrowni jądrowej mogącej zastąpić opalanie węglem, a tym samym najlepiej spełnić założenia transformacji energetycznej – niskoemisyjność oraz wyprodukowaną energię. Wszystko to sprawia, że jeśli nie uda się Polsce dostosować celów transformacji energetycznej do swoich możliwości, to koszty nie zostaną zrównoważone przez korzyści – a te mogą w głównej mierze przypaść udziale komuś innemu niż Polakom, np. państwom oferującym tanią i czystą energię w myśl zasad transformacji energetycznej.

Sytuacja na świecie

U końca PRL-u wspomniane wcześniej zmiany niejako wymusiła dekoniunktura w całym bloku sowieckim – jako państwo było bowiem zależne od Rosji Sowieckiej, więc nie było miejsca na niezależną politykę. Słabnięcie pozycji hegemona bloku wpływało też na postrzeganie komunistycznych władz w Polsce. I właśnie w trakcie tych słabszych momentów Polacy niejednokrotnie występowali przeciwko władzy narzuconej im siłą – w 1956 roku w trakcie małej odwilży po śmierci Józefa Stalina czy w latach 1976-1981 u początków kryzysu gospodarczego. Choć droga do transformacji ustrojowej i jej rezultaty są różne w każdym z państw Europy Środkowo-Wschodniej, to w większości przypadków proces przebiegał pod dyktando światowego lidera, to znaczy USA, i za zgodą dotychczasowego lidera regionu, ZSRS. Zatem rzecz jasna, nie mogły zostać zabezpieczone interesy Polski, a co najwyżej jednostki zabezpieczyły swoje interesy w Polsce – tak się stało głównie za sprawą uwłaszczenia się nomenklatury komunistycznej na majątku państwa.

Z perspektywy transformacji energetycznej sytuacja międzynarodowa także nie pozostaje bez wpływu. Czy w innym wypadku rozpoczęłaby się w Polsce dyskusja, przykładowo, o konieczności rezygnacji z węgla na rzecz innych źródeł energii? Trudno ocenić. Dość powiedzieć, że za promowaniem takich i podobnych rozwiązań związanych w jakiś sposób z transformacją energetyczną stały i nadal stoją organizacje o proweniencji zagranicznej lub stamtąd finansowane.

Nie jest to wszakże jedyna działalność wspierana z zagranicy i można je wszystkie ująć w szerszy kontekst budowania strefy wpływów. Dlaczego jednak wykorzystuje się transformację energetyczną w tym celu? Od wielu lat temat wzrostu średnich temperatur na Ziemi zajmuje badaczy, a także jest na agendzie większości państw i organizacji. Dostrzeżono negatywne skutki tego zjawiska i postanowiono przeciwdziałać dalszemu rozwojowi sytuacji. W związku z czym państwa, w tym Polska, sygnują kolejne dokumenty wyrażające chęć przeciwdziałaniu zagrożeniu lub co najmniej deklarujące gotowość do tego. W sposób oczywisty tego rodzaju dokumenty, zwłaszcza powstające pod auspicjami Unii Europejskiej (Europejski Zielony Ład lub Fit for 55), zobowiązują do pewnych zadań także Polskę. Jeśli więc na etapie prac koncepcyjnych, ani później nie są zgłaszane korekty lub aktualizacje warunków, to de facto wyrażana jest zgoda na ich wypełnienie. A inne państwa, stowarzyszenia państw, a nawet przedsiębiorstwa mają dzięki temu szereg możliwości wpływania na Polskę.

Im silniej jest się związanym z danym podmiotem, tym większy jest wachlarz dostępnych opcji. Na przykład Unia Europejska może ograniczać przepływy finansowe do Polski, w tym bezpodstawnie wstrzymywać wypłaty środków, które Polsce się należą (przykładowo z Krajowego Planu Odbudowy), może nakładać kary finansowe lub wszczynać procedury prawne przeciwko państwu.

Pojedyncze państwa, nie tylko członkowskie UE, mogą lobbować na rzecz umów z ich producentami (przykład: ze środków KPO dokonano zakupu wiatraków Siemensa, który notował straty równowarte kontraktowi z Polską), wywierać nacisk na państwo za pomocą ograniczania inwestycji lub, tak jak USA, stawiać na szali gwarancje bezpieczeństwa Polski i regionu. Z kolei przedsiębiorstwa, zwłaszcza te największe i należące do BigTechu, oprócz inwestowania mogą także wpływać za pośrednictwem kształtowania opinii publicznej. Wszelkie finansowe wsparcie obcych podmiotów też nie jest pozbawione oczekiwań czy wymagań. Polska nie ma więc do czynienia z filantropami, lecz z podmiotami, które, chociażby w kontekście omawianej transformacji energetycznej, troszczą się przede wszystkim o zabezpieczenie swoich interesów. A mają o co zabiegać, bo Polska niezmiennie leży w bardzo ważnym strategicznie miejscu oraz jest jedną z największych europejskich gospodarek. Dlatego też poważne i szanujące się państwo nie może polegać li tylko na czyichś rekomendacjach, lecz samemu poszukiwać najlepszego dla siebie rozwiązania.

Konflikt interesów

Najczęstszymi stronami konfliktu interesów dla państwa jest inne państwo, grupa państw, bądź zagraniczny lub krajowy podmiot prywatny. Lecz z racji dysproporcji sił między najbogatszymi państwami a biedniejszymi, często bywa, że państwo biedniejsze jest jedynie przedmiotem w sprawie, w której swoje interesy rozgrywają podmioty zagraniczne (choćby porozumienie Niemiec i Rosji w sprawie budowy Nord Stream i Nord Stream 2 – Polska i kraje bałtyckie nie zostały zaproszone do projektu, a jednocześnie straciły na realizacji tego projektu). Konflikt między zagranicznymi podmiotami, na przykład w kontekście jakiejś inwestycji w państwie trzecim, wcale nie musi jednak oznaczać, że owo państwo trzecie jest tylko przedmiotem sprawy.  Przykład: Polska wciąż nie doczekała się pierwszej elektrowni atomowej i oprócz powodów tego stanu rzeczy leżących po stronie polskiej (np. obawy społeczeństwa, brak woli politycznej), stwierdzeniem faktu jest, że nie ma dostępu do surowców oraz nie rozwija technologii jądrowej, przez co państwo zdane jest koniec końców na współpracę z zagranicą. Mimo trudności czynionych ze strony Unii Europejskiej, niechętnej energii atomowej i stawiającej raczej na odnawialne źródła energii (OZE), to jednocześnie nie brakuje na arenie światowej podmiotów, prześcigających się w oferowaniu wsparcia przy budowie takich elektrowni (USA, Korea Południowa).

W całej historii świata, w tym także w dobie transformacji ustrojowej w Polsce, konflikty interesów miały miejsce i nie jest to niczym nowym. Lecz główna różnica polega na tym, że polska gospodarczo i politycznie była 35 lat temu w o wiele gorszej sytuacji. Jej siła negocjacyjna była jeszcze słabsza, przez co miała mniej możliwości do wprowadzania takich rozwiązań, które służyłyby jak najlepiej Polsce. Bycie swego rodzaju terra incognita dla zagranicznych inwestorów spowodowało, że przynajmniej na pierwszy rzut oka nie widać konfliktów między tymi inwestorami. Jednak ich działalność oraz polskich przedstawicieli nieraz stawała w sprzeczności z interesem Polski, nawet w perpektywie pokoleń. Przykłady można by mnożyć, przede wszystkim wokoło tematu prywatyzacji majątku państwowego, zwłaszcza w kluczowych branżach: PZU, Bank Pekao, Telekomunikacja Polska, STOEN. Do grzechów głównych należało między innymi: zaniżanie wartości wyceny przekształcanej własności, zawyżanie kosztów obsługi transakcji, powoływanie na stanowisko doradcy osób związanych z potencjalnym nabywcą, nierespektowanie ustalonych założeń przetargowych. Podmiotem zwracającym uwagę na niektóre z zaistniałych nieprawidłowości była Najwyższa Izba Kontroli. Jak niebezpiecznym tematem była sama kwestia badania nieprawidłowości w czasie trwania transformacji ustrojowej przekonał się Michał Falzmann, inspektor NIK, który zmarł w niejasnych okolicznościach krótko po zajęciu się sprawą wyjaśnienia nieprawidłowego funkcjonowania Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego (FOZZ).

Nawet transakcje w ramach prywatyzacji, które nie doszły do skutku (mimo wiążącej umowy PZU nie zostało ostatecznie sprzedane Eureko) albo te, w których skarb państwa stał się ponownie właścicielem firmy po jakimś czasie (odkupienie udziałów w Banku Pekao SA od Unicredit), summa summarum skończyły się stratą dla państwa. Tak jak nie był przeprowadzony żaden audyt i nieznana jest dokładna skala nieprawidłowości wraz z zyskami utraconymi, tak też odpowiedzialnym za ten proceder osobom nie zostały postawione zarzuty. Czy zatem w obliczu dowodów na brak elementarnego dbania o interesy państwa polskiego w nie tak dalekiej przeszłości, Polacy mogą być przekonani, że rządzący realizują polski interes narodowy? Czy mogą mieć zaufanie do osób ustalających cele transformacji energetycznej oraz sposób ich realizacji? Wszelkie wątpliwości w tej materii nie powinny niestety dziwić. Dlatego powinny być ustalone zasady i mechanizmy tej transformacji na tyle transparentne i egzekwowane, aby uniemożliwiały działanie na niekorzyść państwa polskiego, a w przypadku udowodnionego takiego działania, pociągnięcia właściwej osoby do odpowiedzialności.

Postawy Polaków

Wszelkie sporne tematy, które dzielą polityków, naturalnie znajdują odzwierciedlenie na płaszczyźnie codziennych relacji zwykłych ludzi. Z tego powodu tak łatwo jest o radykalizację przekonań i antagonizację, często mimo braku elementarnej wiedzy w danym temacie. Za ten brak wiedzy nie można jednak ludzi winić, bo nie zawsze pewne informacje są łatwo dostępne, a czasami, jak w momencie upadku komunizmu w Polsce, ich posiadanie okazywało się niebezpieczne. Dodatkowo brak wiedzy może być bardzo subtelny, gdy w teorii jest dostęp do jakiegoś źródła informacji, na przykład mediów, ale w praktyce są one dalekie od obiektywizmu i narzucają swoją perspektywę. Lecz nie jest to niczym nowym także w świetle porównania, które dokonywane jest w niniejszym artykule, choć oś sporu obu transformacji przebiega teoretycznie wzdłuż innej linii. Nawet jeśli zdecydowaną większość Polaków i polityków, w tym komunistycznych, nie trzeba było specjalnie namawiać do zmiany ustroju, to opcje były dwie: nie robić nic czy robić wszystko? Innymi słowy: nie zmieniać nic w funkcjonowaniu państwa poza uwłaszczeniem się na jego majątku i ogłoszeniem się państwem demokratycznym, czy też przeprowadzanie pełnej reformy ustrojowej, odcięcie się od spuścizny PRL-u wraz z rozliczeniem osób tworzących tamten system?

Podobnie dzisiaj: jest wszystko albo nic. Albo rezygnacja z paliw kopalnych, przejście na OZE oraz wprowadzenie różnych ograniczeń i podatków na rzecz polityki klimatycznej, albo transformacja, lecz w bliżej nieokreślonej przyszłości, nie podejmując żadnych działań w celu przygotowania się. Czy u podstaw tej radykalizacji zdań leży chęć wyróżnienia się na tle innych? Czy przesuwania okna Overtona? Czy uzyskania jak najwięcej dzięki temu? U początków III RP koniec końców dokonano jednak pewnych zmian ustrojowych, choć zabrakło bodaj najważniejszego wspomnianego w opcji maksymalistycznej: zamiast odcinać grubą kreską przeszłość powinno się odciąć się grubą kreską od ludzi tworzących i wspierających miniony ustrój.

Można więc podejrzewać, że i w przypadku transformacji energetycznej nie zostanie zrealizowany ani wariant maksimum (przynajmniej w zakładanym czasie), ani minimum – zwłaszcza, że pewne kroki już poczyniono, np. za pomocą wprowadzanych norm budowlanych bądź dofinansowywania OZE.

Ta hipoteza tym bardziej nabiera adekwatności, jeśli spojrzeć na skalę wyzwania. Zarówno teraz, jak i 35 lat temu, wychodziło na wierzch nieprzygotowanie instytucjonalne państwa do przeprowadzania w sposób przemyślany i skoordynowany tak dużych przedsięwzięć, wiążących się ze zmianami funkcjonowania całej gospodarki i nie pozostających bez wpływu na życie codzienne Polaków. Całości obrazu dopełnia także niewystarczający poziom środków przeznaczanych na badania i rozwój. W obu przypadkach Polska ma w perspektywie poniesienie wysokich kosztów, również z przeniesieniem na jednostki i ich gospodarstwa domowe.

Wesprzyj nas

Uważasz ten materiał za wartościowy? Chcesz by powstawały kolejne artykuły, raporty i podcasty? Wesprzyj naszą pracę dowolną kwotą!

Czy społeczne niezadowolenie, mogące z tego faktu wynikać, będzie wystarczająco odstraszało decydentów przed podejmowaniem radykalnych, a zarazem niekorzystnych lub co najmniej ryzykownych działań? Czy może jednak trzeba na takie się zdobyć, bo historia pokazuje, że są one niekiedy niezbędne? Bo dobre rozwiązania wymagają poniesienia pewnej ofiary? Bo każdą decyzję można we właściwy sposób przedstawić, jeśli kontroluje się przekaz medialny? Tak było 35 lat temu: masowo zamykano i sprzedawano przedsiębiorstwa (do 2009 roku 70,5% spośród 8453 przedsiębiorstw państwowych)[6], często poniżej ceny rynkowej, a wielu Polaków straciło pracę i długo utrzymywał się wysoki poziom bezrobocia (jeszcze w 2004 r. było na poziomie ok. 20%). Polska nie była dyktaturą, w której przywódca mógł sobie pozwolić na dalekosiężne plany bez względu na odbiór społeczny czy międzynarodowy, więc po wyborach 2001 roku rządził już ktoś inny. I to nie kto inny, jak przedstawiciele poprzedniego ustroju pod szyldem SLD. Nie był to jedyny raz, kiedy w wyniku narastającego niezadowolenia Polacy zdecydowali się na zmianę władzy i tak należy odczytywać chociażby wyniki wyborów roku 2015 oraz 2023. Druga data jest szczególnie interesująca w kontekście transformacji energetycznej, bowiem uleganie Unii Europejskiej i wyrażanie zgody na realizację celów polityki klimatycznej było jednym z powodów niezadowolenia Polaków z funkcjonowania rządu, głównie za sprawą podwyżek cen prądu, a w konsekwencji towarów i usług czy też, daleką co prawda ale bardzo obrazową, perspektywą zakazu produkcji samochodów spalinowych.

Aktualna koalicja rządząca ma już za sobą spektakularne wpadki wizerunkowe na tle polityki klimatycznej (próby przegłosowania ustawy wiatrakowej lub też przeciwdziałanie budowie infrastruktury hydrotechnicznej, która mogła zapobiec powodzi z września 2024 r.), a kolejny rok wcale nie zapowiada się lepiej z powodu kolejnych podwyżek cen energii (dla przedsiębiorstw już od stycznia, a dla gospodarstw domowych od września). Być może więc wizja dalszego spadku popularności wymusi korektę dotychczasowych założeń transformacji energetycznej.

Co dalej?

Podsumowując zatem, podstawowe podobieństwo obu momentów dziejowych płynie z racji ich rangi i skali wyzwania. Z tego powodu nietrudno jest o dychotomię w tym temacie: z nami albo przeciw nam. Oba procesy były jednocześnie konieczne i miały szanse zostać przeprowadzone z korzyścią dla Polski, jednak w urzeczywistnieniu tych szans nie pomagały nie tylko problemy instytucjonalne i kadrowe wewnątrz państwa, ale także wpływy zewnętrzne i konflikt interesów różnych grup. O ile konsensus w sprawie przeprowadzania transformacji energetycznej wydaje się utrzymywać w państwach rozwiniętych, o tyle w ramach chociażby Unii Europejskiej coraz częściej słychać głosy powątpiewające w sens prowadzenia polityki klimatycznej i w konsekwencji transformacji energetycznej w obecny sposób. Rezultaty tych dyskusji mogą okazać się więc kluczowe dla Polski i decyzji weń podejmowanych. Szczególnie jeśliby transformacja energetyczna miała przebiegać jak dotychczas i być w znacznym stopniu zależna od zagranicznych wpływów – pod tym względem powtórzyłby się scenariusz transformacji ustrojowej. Lecz czy historia musi się powtarzać?


[1] Business Insider, Oto jak Polacy oceniają odchodzenie od węgla, https://businessinsider.com.pl/wiadomosci/oto-jak-polacy-oceniaja-odchodzenie-od-wegla-sondaz/7cpw2xj, dostęp: 20 grudnia 2024 r.
[2] Cele klimatyczne do 2030 roku, zakaz pojazdów spalinowych od 2035 roku, „Gotowi na 55” (Fit for 55).
[3] CBOS, Postawy wobec transformacji energetycznej, Komunikat z badań nr 30/2023, marzec 2023.
[4] Z. Szpringer, Publiczne zadłużenie zagraniczne Polski z perspektywy historycznej, „Analizy”, 2012/2.
[5] A. Bytniewska, W Polsce zagrożonych ubóstwem energetycznym jest 10-20 procent gospodarstw domowych, https://www.pap.pl/aktualnosci/w-polsce-zagrozonych-ubostwem-energetycznym-jest-10-20-procent-gospodarstw-domowych, dostęp: 20 grudnia 2024 r.
[6] A. Stępniak-Kucharska, Przekształcenia własnościowe polskiej gospodarki w latach 1990–2012, „Nierówności społeczne a wzrost
gospodarczy”, 2015/1.


Ten artykuł publikujemy na otwartej licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne 4.0. Możesz kopiować i rozpowszechniać ten utwór do celów niekomercyjnych pod warunkiem podania jego autora. Prosimy również o podanie pierwotnego źródła – nazwy Centrum Myśli Gospodarczej lub strony cmg.org.pl.

Sfinansowano ze środków Narodowego Instytutu Wolności - Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego w ramach rządowego Programu Rozwoju Organizacji Obywatelskich na lata 2018-2030 PROO