Powrót do budownictwa społecznego, czyli pomysły rządu na politykę mieszkaniową

26 listopada 2025  |  Długość: 13 min.
Zdjęcie

Przyjęty niedawno w parlamencie pakiet ustaw na rzecz rozwoju budownictwa społecznego choć jest krokiem w dobrym kierunku, to nie wprowadza, póki co, radykalnej zmiany w polityce mieszkaniowej, a część z założeń przypomina nam raczej to co już znamy. Obrane przez obecnie rządzących cele w zakresie poprawy sytuacji mieszkaniowej to często nic innego niż leczenie skutków długoletnich zaniedbań, dokonywanych według neoliberalnych paradygmatów lat 90 XX wieku. Nie oznacza to jednak, iż nie należy z pewną sympatią spojrzeć na aktualną refleksję nad zaradzeniem trudnej kwestii kryzysu mieszkaniowego w Polsce.

Z czym bowiem mamy do czynienia? Na plan pierwszy wysuwa się zmiana paradygmatu, która opiera się na zwiększeniu nacisku na rozbudowę budownictwa społecznego. Ponadto, po latach zmniejszania zasobu komunalnego i jego prywatyzacji pojawia się idea rozbudowy zasobu gminnego. Po kilkunastu latach i miliardach złotych dopłacania przez państwo do kredytów w kolejnych programach, zwiększane są sukcesywnie fundusze na programy budownictwa socjalnego i komunalnego (BSK) oraz społecznego budownictwa czynszowego (SBC). Również w zakresie spółdzielczości mieszkaniowej dokonano w zasadzie dwóch wyłomów w porównaniu do wcześniejszego okresu. Po pierwsze, uwzględniono wsparcie dla spółdzielni mieszkaniowych w budowaniu mieszkań, dostrzegając na nowo ich potencjał w zaspokajaniu potrzeb mieszkaniowych Polaków. Po drugie zaś, również wbrew wieloletniemu kierunkowi działań w tym zakresie, zakazano wyodrębniania na własność lokali mieszkalnych spółdzielni, póki co, wybudowanych z wykorzystaniem ww. finansowania. Przyjęte programy przewidują również wsparcie w budowie akademików.

Kolejne zmiany zostały przyjęte na razie przez rząd na początku listopada i mają być procedowane w Sejmie jeszcze w tym roku. Zakładają one generalnie większą demokratyzację spółdzielni, co rzeczywiście odpowiada na obiegową opinię o brakach w zakresie oddolnej kontroli działalności zarządów spółdzielni. Projekt przewiduje również ułatwienia w dochodzeniu przed sądem roszczeń o przeniesienie własności lokali w razie bezczynności spółdzielni, gdy dany lokal wymaga przeprowadzenia prac adaptacyjnych.

Gdy do tego dodamy plany przywracania możliwości ustanawiania użytkowania wieczystego na cele mieszkaniowe realizowane przez m.in. Towarzystwa Budownictwa Społecznego, Społeczne Inicjatywy Mieszkaniowe i spółdzielnie mieszkaniowe, nie można nie zauważyć zmiany paradygmatu, który przyświecał dotychczas władzy zarówno prawicowej, liberalnej, jak i lewicowej od początku transformacji ustrojowej.

Pierwotny program lewicy

W zeszłym roku opisywałem na naszej stronie programy mieszkaniowe lewicy Mieszkanie i prawem i towarem, również polityczno-programowym. Obecnie, gdy lewica uzyskała wpływ na ten dział rządzenia, wprowadzane są stopniowo dwa jego aspekty, głównie dotyczące właśnie budownictwa społecznego.

Pierwotnie program lewicy zakładał m.in. rozwój budownictwa komunalnego, mieszkań na wynajem, ewidencję lokali, odbudowę spółdzielczości mieszkaniowej, ale także różnego rodzaju regulacje odnoszące się do budowy i kupna mieszkań własnościowych (m.in. podatek antyflipperski, program oszczędzania, regulacje dotyczące kredytów). Można było odnieść wrażenie powrotu do przeszłości, szczególnie w podejściu do mieszkań komunalnych i spółdzielczych. Ówczesny program Nowej Lewicy był swego rodzaju refleksją krytyczną nad kierunkami i założeniami polityki mieszkaniowej Polski, obowiązującymi co najmniej od początków III RP. W swoim projekcie wnioskodawcy wskazywali, dość słusznie, „niewystarczającą podaż mieszkań na tani wynajem dla osób o niskich i przeciętnych dochodach” oraz „niewykorzystany potencjał pustostanów komunalnych”, spowodowany brakiem środków gmin na doprowadzenie ich do pewnego standardu, jako zasadnicze problemy do rozwiązania. Jak wyliczali aż 44 proc. mieszkań komunalnych nie miało centralnego ogrzewania, 36 gazu, a 14 proc. …toalety.

Koniec pewnego dogmatu

Jak jednak miałoby to inaczej wyglądać, jeśli od lat 90 obowiązywał dogmat pozbywania się mienia komunalnego poprzez sprzedaż z bonifikatą, co z jednej strony rozwiązywało krótkookresowo problem z dbaniem o remonty tych mieszkań, ale pozbawiało też gminy zasobu lokalowego dla osób potrzebujących takich mieszkań. Obecnie więc rozwiązujemy problemy, które przez całe lata sami dzielnie tworzyliśmy, np. prywatyzując mienie komunalne. Dodatkowo, mieszkania komunalne zajmują przez lata ci, których zasobności i wykluczenia mieszkaniowego nikt nie kontroluje, a brakuje ich dla tych, którzy naprawdę ich potrzebują, gdyż znajdują się trwale w luce czynszowej.

Projektodawcy w uzasadnieniu podawali wyliczenie, iż na koniec 2023 roku aż 123,3 tys. gospodarstw domowych oczekiwało na mieszkanie komunalne. M.in. dlatego proponowali wydłużenie do 25 lat (z obecnych 15) okresu, po upływie którego mogą zostać wyodrębnione na własność lokale mieszkalne utworzone z wykorzystaniem finansowego wsparcia państwa na budownictwo społeczne i komunalne. Albowiem, jedną z patologii w zakresie mieszkań komunalnych jest wręcz automatyczne dziedziczenie mieszkań, przyznawanych przecież co do zasady z powodu osobistej sytuacji osoby ubiegającej się, którą dzieci niekoniecznie muszą odziedziczyć, jeśli ich osobista sytuacja tego nie uzasadnia.

Sama tzw. Nowa Lewica oczywiście nie jest bez winy, gdyż jako dumna spadkobierczyni rządów postkomunistycznych, również odpowiada za tych, których rządy na poziomie ogólnokrajowym i lokalnym, oznaczały właśnie abdykacje państwa oraz samorządu z prowadzenia aktywnej polityki mieszkaniowej. Chyba że za jej przejaw uznamy uprawianie kultu własności prywatnej poprzez rozdawnictwo za bezcen mienia społecznego, jak w przypadku mieszkań spółdzielczych i komunalnych.

Wynikało to z ideologicznego założenia, iż prywatne jest zawsze lepsze, a jeśli komuś oddamy na własność mienie komunalne czy spółdzielcze, to będzie o nie dbał lepiej i efektywniej zarządzał.

W latach 90 państwo zawarło z obywatelami pewnego rodzaju umowę społeczną; my pomagamy wam dojść do własności, na bazie mieszkań komunalnych, spółdzielczych, zakładowych, wy natomiast sami o siebie zadbacie.

Gdy w pierwszej dekadzie bieżącego stulecia nie było już na czym się uwłaszczać i prywatyzować, musiała nastąpić modyfikacja tego kontraktu. Toteż zachęcano ludzi do brania kredytów. Ten, kto nie miał zdolności kredytowej, mógł wbrew podstawowym zasadom ekonomii zadłużyć się w obcej walucie (franku szwajcarskim), a kogo nie stać było na kredyt, państwo dopłacało mu, do wkładu własnego, do raty, przy kolejnym dziecku, itd. Tak to trwało aż do programu „Bezpieczny Kredyt 2%”. z 2023 roku, wprowadzonego w warunkach drogiego kredytu (wysokich stóp procentowych i wysokich marż banków) przez poprzedni rząd.

A już wówczas miało być inaczej. Powrót PiSu do władzy w 2015 roku oznaczał szumne zapowiedzi w zakresie polityki mieszkaniowej. Narodowy Program Mieszkaniowy z 2016 roku składał się z dziewięciu komponentów, które wskazywały na dobre rozpoznanie problemów mieszkaniowych, takich jak usprawnienie procesu inwestycyjnego, poprawa kondycji rynku najmu, rozwój budownictwa społecznego i spółdzielczego. Niestety, po ośmiu latach rządów należy uznać, iż najskuteczniejszy PiS był w realizacji Programu „Bezpieczny kredyt 2%”.

Niedawno zapowiedziano kontrolę Najwyższej Izby Kontroli w zakresie zarówno procesów decyzyjnych, jak i efektów ww. programu. Z wnioskiem o jego zbadanie wystąpiła minister do spraw funduszy i polityki regionalnej. I bez wyników tej, niewątpliwie inspirowanej politycznie, kontroli wiemy, iż pomógł on nielicznym, a niewątpliwie przyczynił się do skokowego wzrostu cen. Tylko w lipcu 2023 r. ceny mieszkań na rynku pierwotnym, mieszczących się w limicie programu (do 800 tys. zł), wzrosły np. od 3,1 proc. w Poznaniu do 6,1 proc. we Wrocławiu, w Warszawie wzrost ten wyniósł 5 proc. Dodajmy, iż na ten program na ten moment przeznaczone jest ok. 14 mld zł do 2032 r., choć kwota ta może się jeszcze zmieniać.

Natomiast jeśli chodzi o komponent związany z budownictwem społecznym, bilans ówczesnego rządu przedstawia się nad wyraz mizernie. Przez 8 lat powołano raptem 33 Społeczne Inicjatywy Mieszkaniowe. Do tego, w roku 2022 r. powstało zaledwie 629 mieszkań komunalnych, najmniej od 1989 r. Dopiero 1 marca 2023 roku weszła w życie ustawa o kooperatywach mieszkaniowych. Raptem cztery gminy skorzystały z programu Lokal za Grunt, na podstawie którego gminy miały sprzedawać grunt inwestorowi, który w zamian zobowiązywałby się do wybudowania lokali, z których część przekazywałby gminie, na potrzeby mieszkań komunalnych, użyteczności publicznej albo wynajmu. Ogółem przez 8 lat wybudowano 20 tys. mieszkań z programów rządowych, a kolejne 30 tys. znajdowało się w trakcie budowy w 2023, gdy PiS tracił władze.

Czy w przypadku projektów politycznych konkurentów będzie lepiej? Cóż, z jednej strony tak czasochłonne projekty jak programy mieszkaniowe mają to do siebie, że muszą być wdrażane dość długo, aby można przyniosły jakieś widoczne i poważniejsze skutki. Z drugiej zaś strony, nie chcielibyśmy przecież, aby pieniądze publiczne były trwonione nie tyle nawet niegospodarnie, ale wręcz ze szkodą dla społeczeństwa, jak w przypadku opisanego wyżej programu „Bezpieczny Kredyt 2%”.

Inspiracje z zagranicy

W uzasadnieniu do projektu zmian ustawowych odnoszących się do budownictwa społecznego autorzy przywołują m.in. przykład Danii, gdzie sektor budownictwa społecznego jest dalece bardziej rozwinięty.[1] Około 20 proc. mieszkaniowego zasobu stanowią mieszkania społeczne, wynajmowane ich mieszkańcom m.in. od spółdzielni mieszkaniowych. Mieszkalnictwo społeczne działa non-profit, gminy pokrywają 10 proc. kosztów budowy i rozdzielają mieszkania według kolejności miejsc na liście oczekujących, a sprzedaż tych mieszkań jest obwarowana licznymi warunkami. W sąsiedniej Szwecji to gminy i spółdzielnie mieszkaniowe, przy wsparciu prawnym państwa odpowiadają za zdecydowaną większość zasobów mieszkaniowych.

Najbardziej rozwinięty system społecznego budownictwa czynszowego funkcjonuje w Austrii, gdzie obejmuje ponad 25 proc. zasobów mieszkaniowych, a jeśli chodzi tylko o domy wielorodzinne dochodzi do 40 proc.[2] Ten model skierowany jest do osób o średnich i niskich dochodach, oparty jest na ograniczeniach dotyczących wysokości czynszów, rodzaju zawieranych kontraktów z najemcami, kosztów budowy, a także wysokości dywidend, jakie mogą wypłacać oraz wymogów dotyczących reinwestycji środków.

Spółdzielcza alternatywa

Tymczasem w Polsce spółdzielnie mieszkaniowe były pozbawiane krok po kroku instrumentów rozwojowych. Przykładowo, w latach 2007–2018 nie było możliwości ustanawiania spółdzielczego lokatorskiego prawa do lokalu. Umożliwiło to spółdzielniom budowanie na nowo mieszkań za pieniądze banków, na kredyt, by później udostępniać je lokatorom wpłacającym jedynie wkład lokatorski.

Te programy zrealizowane w kilku miejscach doprowadziły do powstania większej liczby mieszkań niż z wszystkich opisanych wyżej form budownictwa społecznego.

Obecne władze na nowo próbują postawić na nogi spółdzielczość mieszkaniową. Wprowadzone niedawno przepisy uregulowały kwestię zakazu wyodrębniania na własność lokali i budynków wybudowanych w ramach państwowego dofinansowania. Na etapie legislacyjnym Krajowa Rada Spółdzielcza proponowała również wykreślenie z ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych przepisów umożliwiających powstanie wspólnot mieszkaniowych w spółdzielniach, co powoduje de facto wyłączenie części lokali z zasobów spółdzielni, a co za tym idzie ograniczenie ich możliwości inwestycyjnych. Tym samym, mając nad sobą taką groźbę, spółdzielcy są mniej skłonni do podejmowania działań inwestycyjnych. Koniec końców, często relatywnie dobrze skomunikowane i położone w dobrej lokalizacji grunty należące do spółdzielni leżą odłogiem, a mogłyby przyczynić się do powiększenie bazy mieszkaniowej oraz poszerzenia oferty form mieszkalnictwa.

Podobnie jak w przypadku mienia komunalnego wykup mieszkań spółdzielczych na własność z jednej strony doprowadził do własności wiele rodzin, jednak na dłuższą metę pozbawił zasobów i spółdzielnie i miasta. Szczególnie po zmianach prawnych z roku 2007, Kiedy wprowadzono możliwość wykupu mieszkania po spłacie symbolicznych kosztów, ok. 1-2 proc. wartości oraz z roku 2009, gdy pojawiła się możliwość przekształcenia również tych lokali, które były obciążone kredytami wykup mieszkań stał się powszechny i relatywnie tani. Zbiegło się w czasie z wprowadzeniem zakazu budowania mieszkań lokatorskich, o którym była mowa powyżej.

Preferencyjna sprzedaż mienia wspólnego miała niewiele wspólnego ze sprawiedliwością społeczną pozbawiając spółdzielnie zasobów za bezcen. Przejmowanie nieruchomości spółdzielczych, zakładowych czy komunalnych po latach PRL uznawano wtedy za coś normalnego. Nie było to jednak ani sprawiedliwe, ani długofalowo efektywne, gdyż pozbawiło zarówno spółdzielnie jak i władze samorządowe zasobów do prowadzenia aktywnej polityki inwestycyjnej.

Tymczasem, gdy spółdzielnie uzyskają kredyt, umożliwiający zbudowanie lokali mieszkalnych wraz z niezbędną infrastrukturą, czyli wymaganymi w planie zagospodarowania miejscami postojowymi lub garażo­wymi i innymi urządzeniami, mogą budować mieszkania tanio, w dobrej lokalizacji i dostępne dla najbardziej ich potrzebujących. Omijając tym samym wymogi dotyczące sytuacji przyszłych mieszkańców, ich dochodów lub sytuacji rodzinnej i majątkowej. Te kwestie są wyłącznie w gestii kredytobiorcy, którym jest w tym przypadku spółdzielnia. W obecnych warunkach dostępności kredytów hipotecznych nadal dla wielu osób i ogólnego zwrotu w stronę inicjatyw wspólnotowych oraz ekonomii społecznej, idee spółdzielczości mieszkaniowej znów stają się odpowiedzią na problemy z dostępnością mieszkań.

Demokratyzacja versus specjalizacja

Spółdzielnie mieszkaniowe ponadto, zresztą zupełnie niesłusznie, gdyż iż historia jest dużo dłuższa niż Polska ludowa, kojarzą się z minionym ustrojem. A w obecnych czasach z wieloma aferami i układami w spółdzielczych molochach. Ta ostatnia opinia nie jest oczywiście do końca nieuzasadniona. Stąd też, w listopadzie br. rząd przyjął projekt zmian w ustawie o spółdzielniach mieszkaniowych przewidujących generalnie zwiększenie transparentności wewnątrz organów spółdzielni. Zmiany dotyczą m.in. formy przeprowadzania walnych zgromadzeń czy głosowania w sprawie wybory członków.

Wydaje się, że powinno za tymi zmianami iść również doprecyzowanie kwestii kompetencji członków organów w spółdzielniach mieszkaniowych, a zapewne gruntowna, a nie powierzchowna i dokonywana doraźnie, zmiana ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych oraz nowe prawo spółdzielcze. Na razie rząd planuje wprowadzenie kadencyjności zarządu spółdzielni wraz z możliwością wielokrotnego odnowienia mandatu zarządów wybieranych na czteroletnią kadencję i obowiązek określenia w statucie wymogów dla kandydatów na członków zarządu. Wydaje się, że należałoby zapisać to wymaganie w ustawie i rozszerzyć na członków innych organów spółdzielni. Generalnie spółdzielnie bowiem, nie tylko mieszkaniowe, ale również w innych branżach w przeciwieństwie do spółek handlowych, a szczególnie osób fizycznych prowadzących działalność gospodarczą, pozostają nieco poza obszarem zainteresowania rządzących.

To czego potrzeba spółdzielniom mieszkaniowym, to większego wsparcia państwa.

Rząd zapowiada zwiększenie puli preferencyjnych kredytów w ramach programu Społecznego Budownictwa Czynszowego (SBC) również dla spółdzielni. Byłoby to kolejnym powrotem do tego, co już było. Bowiem właśnie utrata przez spółdzielnie mieszkaniowe finansowania w latach 90 doprowadziła do zmiany sytuacji na rynku. Prym w budowaniu zaczęli wieść deweloperzy, a większość spółdzielni zamieniła się w administratorów dotychczasowych zasobów. Wpłynęły też na to zmiany prawne opisane powyżej.

Skąd wziąć na to środki?

Tak doszliśmy do, być może, istoty problemu. Gdy zgodzimy się, w ślad za licznymi badaniami opinii publicznej, iż warunki mieszkaniowe, koszty mieszkania brutto (łącznie np. z kosztami utrzymania i ratą kredytu) to jedne z głównych bolączek Polaków, a także jedna z głównych przyczyn materialnych kryzysu demograficznego, warto zastanowić się nad skuteczną i właściwą alokacją środków finansowych na ten cel.

Powyższe zestawienie pokazuje, iż do czasu ogłoszenia Narodowego Programu Mieszkaniowego z 2016 roku wydatki raczej malały, poza często wątpliwymi programami – tak jak z opisanym powyżej programem „Bezpieczny Kredyt 2%” – generowały je zobowiązania budżetowe na lata. Na przykład w latach 1996-2002 wydawaliśmy dużą część tej kwoty np. na refundacje książeczek mieszkaniowych, czyli systemu kont oszczędnościowych z czasów PRL. A w obecnym tysiącleciu na dopłaty do kredytów.

Obecnie wydatki rządowe na budownictwo w Polsce mają koncentrować się na budownictwie społecznym i komunalnym, z planowanymi środkami na poziomie 5 mld zł w 2025 roku, a w projekcie budżetu na rok 2026 przeznaczono na ten cel rekordowe jak do tej pory 6,7 mld zł. W 2027 roku ma to być 6,86 mld zł, w 2028 r. – 8 mld zł, w 2029 r. – 9 mld zł, a w 2030 r. – 10 mld zł. Cóż, na pierwszy rzut oka to środki niemałe, jednak gdyby zestawić wydatki na politykę mieszkaniową w Polsce ze średnią unijną, która wynosiła w 2023 roku 5,8 proc. PKB to nadal wypada blado. Oczywiście jest to kwestia odpowiedniej alokacji, kluczowa w każdej dziedzinie, ale czy podobnie byśmy zrelatywizowali wydatki np. na obronność określone jako procent PKB?

Wraca również, choć dość nieśmiało dyskusja o zmianie formy opodatkowania nieruchomości, czy to w formie podatku katastralnego, antyspekulacyjnego czy zmiany w podatku od nieruchomości, który mógłby poza impulsem fiskalnym (tzn. zniechęcającym do inwestowania jedynie w mieszkania na wynajem), przynieść dodatkowe dochody z przeznaczeniem na cele mieszkaniowe, choćby samorządom. Również dochody z podatku od najmu, który płaci ponad milion osób , a które są traktowane w sposób uprzywilejowany podatkowo w porównaniu do innych źródeł dochodów, mogłyby być istotnym źródłem środków na aktywną politykę mieszkaniową.

Jeśli nie państwo, to kto?

O ile rosnące wpływy z podatku od najmu trafiają do budżetu państwa, to podatek od nieruchomości jest podatkiem lokalnym, z którego wpływy zasilają budżety gminy. Właśnie wymiar samorządowy polityki mieszkaniowej wydaje się być nieco pomijany w tej dyskusji. I to pomimo tego, że często politycy „centralni” chwalą się sukcesami mieszkaniowymi włodarzy miast. Oczywiście wtedy, gdy wywodzą się z tego samego obozu politycznego.

Jak oceniał, rekomendując jednocześnie zwiększenie zaangażowania samorządów w politykę mieszkaniową Instytut Rozwoju Miast i Regionów: nieliczne polskie miasta prowadzą aktywną politykę inwestycyjną w zakresie mieszkalnictwa, niezależnie od dostępnych źródeł zewnętrznego finansowania, stosując przy tym inne mechanizmy, które nie są znaczącym obciążeniem budżetu gminy. Można do nich zaliczyć: projekty mieszkaniowe w ramach partnerstwa publiczno-prywatnego, program „Lokal za grunt” czy emisję obligacji komunalnych przez spółki powołane do realizacji inwestycji mieszkaniowych. Takie działania zidentyfikowano łącznie w ok. 30 miastach.[3] Co oznacza spory potencjał na poprawę tej sytuacji właśnie via samorząd, niekoniecznie poprzez odgórne działania rządowe.

Oczywiście takie działania ciężko zadekretować z Warszawy i sprzedać politycznie jako własne. Mamy jednak w Polsce kilka ciekawych przykładów samorządów, którym udało się przełamać impas w polityce mieszkaniowej i wykazać się jakąkolwiek aktywnością.

Wesprzyj nas

Uważasz ten materiał za wartościowy? Podziękuj nam, przelewając symbolicznego piątaka!

Podzielasz naszą misję i chcesz, by powstawały kolejne artykuły, raporty i podcasty? Wesprzyj naszą pracę wybraną przez siebie kwotą!

Podsumowanie

To dobrze, że w końcu obecny rząd po sporach i zmianach personalnych zaczął przynajmniej w dziale polityka mieszkaniowa realizować jakiś program i konsekwentnie operacjonalizować swoje zapowiedzi. Szkoda, że – jak to często bywa w parlamencie – w zasadniczo dobrych programach wprowadza się poprawki, które uderzają w istotę koncepcji. Projekt zakładał zakaz prywatyzacji mieszkań w SIM i TBS, i pozostawanie ich w publicznym zasobie. Ostateczna wersja dopuszcza możliwość wykupu po upływie 25 lat od oddania do użytkowania (pod warunkiem całkowitej spłaty kredytu), a w miastach do 100 tys. po upływie 15 lat. Ta poselska wrzutka może przecież istotnie demotywować do budowania. Jak oceniło post factum Ministerstwo Rozwoju i Technologii wybudowane za środki publiczne mieszkanie powinno służyć docelowo kolejnym osobom potrzebującym i nie być sprzedawane lokatorowi, którego sytuacja materialna poprawiała się w okresie jego wynajmowania. Lokator taki chcąc stać się właścicielem mieszkania, powinien zaspokoić swoje potrzeby na rynku, a zajmowane mieszkanie zwolnić dla kolejnego najemcy[4]. Postawienie silniejszego akcentu na budownictwo społeczne i zwiększenie nakładów również należy ocenić jako krok w dobrym kierunku.

Szkoda jednak, iż część z postulatów spółdzielców nie została dostrzeżona i nie włączono, póki co, na szersza skalę samorządów, szczególnie tych, które mogą pochwalić się jakimikolwiek sukcesami. Podobnie na uboczu rozważań zostają samorządy, którym z jednej strony ciężko narzucić prowadzenie polityki mieszkaniowej, z drugiej zaś strony, to one lepiej znają potrzeby lokalnych społeczności.

Osobną kwestią jest kompletne ignorowanie sfery powiększenia prostych wpływów dla programów mieszkaniowych. Póki co dyskusje na temat innej formy opodatkowania nieruchomości lub ogólnie podatków majątkowych spotykają się z gromkim oburzeniem opinii publicznej, choć już nie – co zawsze mimo wszystko należy oceniać z należytym dystansem – ekonomistów[5], jak i organizacji międzynarodowych – które notabene również nauczyły nas dystansu do nich samych – takich jak MFW i OECD. Dobrze też, nawet jeśli rządzi tym logika partyjnego sporu, iż dokonuje się ewaluacja programów rządowych i wyborczych[6], co może nas w przyszłości uchronić przed powtarzaniem tych samych błędów. Oby dobre pomysły przetrwały rządy jej twórców. Albowiem w kwestii inwestycji, także w budownictwie, nie ma nic gorszego niż brak konsekwencji.


[1] Druk sejmowy nr 1319.
[2] A. Czerniak, J. Kroszka, Jak rozwiązać problemy mieszkaniowe młodych Polek i Polaków, pod red. A. Chyckowskiej, Raport Polityki Insight, 2024, s. 33-34.
[3] A. Muzioł-Węcławowicz, K. Nowak, Miasta jako gospodarze zasobów mieszkaniowych, Badania Obserwatorium Polityki Miejskiej, Instytut Rozwoju Miast i Regionów, Warszawa–Kraków, 2023, s. 10.
[4] N. Kraus-Kowalczyk, Spór o mieszkania. Pięć faktów o ustawie, która podzieliła koalicjię. Pięć faktów o ustawie, która zmienia politykę mieszkaniową w Polsce (dostęp: 17.11.2025)
[5] Ekonomiści za nowym podatkiem. „Trudno jest go unikać” (dostęp: 17.11.2025)
[6] Bezpieczny kredyt 2 proc. i zapowiedź kredytu 0 proc. z drugiej strony.


grafika zawierająca znaki otwartej licencji Creative Commons cc4.0-BY-NC

Ten artykuł publikujemy na otwartej licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne 4.0. Możesz kopiować i rozpowszechniać ten utwór do celów niekomercyjnych pod warunkiem podania jego autora. Prosimy również o podanie pierwotnego źródła – nazwy Centrum Myśli Gospodarczej lub strony cmg.org.pl.


grafika informacyjna o sfinansowaniu utworu ze środków Narodowego Instytutu Wolności - Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego w ramach rządowego Programu Rozwoju Organizacji Obywatelskich na lata 2018-2030